O tym, czy Bóg mruga, a Leonadro Di Caprio dostał Oskara.

Za każdym razem, gdy tam jechałam padał śnieg. Od śnieżycy, po lekkie pruszenie, ale zawsze był. Ostatnim razem zawitała wiosna.


Psychizacja krajobrazu. Tak to się chyba nazywa. Gdy otoczenie wokół doskonale nawiązuje do tego co odczuwa bohater liryczny.


Pewnie w tym momencie odbiorca zastanawia się o co w ogóle mi chodzi. 
Otóż w końcu udało mi się zdać wymarzone prawo jazdy. Za czwartym razem, dokładnie 16 marca.

Swój kurs na bycie kierowcą rozpoczęłam pod koniec sierpnia. Dłużyło mi się to niemiłosiernie, a każdy wyjazd do Ostrołęki (tam zdawałam) był dla mnie męką. Word przywoływał mi smród stresu i cały czas myśląc o tym miejscu, czy też wspominając, czuję ulgę, że już po....


Źle do tego podeszłam. Wyryłam sobie w głowie : MUSZĘ TO ZDAĆ BO INACZEJ NIE BĘDĘ SZCZĘŚLIWA. PRAWO JAZDY TO SPRAWA ŻYCIA I ŚMIERCI. 
Otóż największe głupstwo powtarzane przeze mnie, a obalane przez moich bliskich. Jednak ja to ja i nie mogłam posłuchać się mądrzejszych.

Gdy zdałam teorie (za pierwszym razem) czułam ból brzucha widząc w przyszłości, że następnym razem pojadę po to, aby zmierzyć się z egzaminatorami (chyba ich najbardziej się bałam).

Z resztą dnia, w którym miałam przystąpić do egzaminu praktycznego bałam się nawet wtedy, gdy kursu nie rozpoczęłam.

Z racji, że jestem osobą wierzącą i praktykującą, mocno zaufałam Bogu. Prosiłam, modliłam, wiedziałam, że mi pomoże, przecież nie chce dla mnie źle. No nie ?

PRÓBA NUMER 1 - dzień przed byłam zrozpaczona, siedziałam i płakałam ze stresu.
"Jak zdamy idziemy na piwo"- takie słowa wypowiedział chłopak, który zdawał w tym samym czasie co ja. "No Ty zdasz, ja nie"- mniej więcej taka odpowiedź pojawiła się w mojej głowie.
Oczywiście, że zdał, ja nie. Piwa nie było. Trafiłam na jednego z najbardziej dokuczliwych egzaminatorów, z placu wyjechałam, ale na rondzie mi zgasł, a zza krzaka pojawił się autobus- WYMUSZENIE PIERWSZEŃSTWA. (Nie chcę pominąć faktu, że jak miałam próbne jazdy przed egzaminem to pogoda przysporzyła mi zamieć. To taki szczegół). Och moja rozpacz. Cóż to była za rozpacz. W Wordzie za pewne jeszcze bardziej zestresowałam oczekujących na swoją kolej. Wróciłam do domu. Zła na Boga. Dlaczego mi nie pomogłeś. Ale modliłam się dalej..

PRÓBA NUMER 2- musiało się udać. 2 lutego moje urodziny, a ja zdaję 1 lutego. Nie sadzę, że Bóg nie zrobiłby mi prezentu.
Pomimo tego, że oczywiście padał śnieg, to był to w miarę dobry dzień i nawet słoneczny. Pogoda ducha również dopisywała, Mówiłam dziewczynie, z którą jeździłam (ona biedna też nie mogła zdać) słowa, w które sama nie wierzyłam : "trudno jak nie zdamy to nie. nie możemy brać tego jako sprawę życia i śmierci". Oczywiście, że kłamałam, cholernie się bałam i czułam się beznadziejnie.
Wybiła godzina egzekucji. Ja z uśmiechem zbliżyłam się do samochodu, w którym miałam zdawać. Tym razem trafił się miły Pan. A ja wyraźnie zaznaczyłam : JUTRO MOJE URODZINY.
Co z tego? Nie jestem pępkiem świata. Kończyłam łuk i widziałam się już na górce, kiedy to walnęłam w pachołek. No i koniec imprezy.
Płakałam znowu, trochę mniej, ale tragedia życiowa się stała.  Najpierw żal do Boga, potem wielka pizza, a następnego dnia do kościoła i do spowiedzi. Boże naucz mnie pokory. Modliłam się dalej, dołączając modlitwę do św. Rity.

PRÓBA NUMER 3- stres, większy niż kiedykolwiek. Tabletki na uspokojenie nie pomagały. Może za krótko brałam.
Śniegu o dziwo nie było.
Trafił się miły egzaminator, znowu miałam farta. Nauczona z poprzedniego podejścia, tak ostrożnie robiłam łuk, że aż dwa razy (pierwszy raz nie zmieściłam się w kopercie). I wyjechałam na miasto. O dziwo jeździłam już długo. Tylko, że z własnej głupoty coś mi się ubzdurało i zamiast jechać prosto prawym pasem, pojechałam lewym. 
THE END. Znowu się nie udało. Nerwy wyszły w postaci łez. "Nie płacz dziewczyno, zostaw te łzy, jak chłopak Ci się będzie oświadczał"- powiedział miły Pan.
O dziwo mój żal do Boga wcale się nie pojawił. Poprosiłam go, abym potrafiła to przyjąć. Wyjeżdżając z Ostrołęki widziałam śnieg, ponoć widziano go już wcześniej. Wypowiedziałam słowa: "skoro śnieg dopiero zaczął padać to oznaka, że następnym razem już zdam" Po drodze mielibyśmy wypadek. I wtedy zrozumiałam swoją małość i głupotę. To tylko prawo jazdy.

PRÓBA NUMER 4- Jechałam bo musiałam. Dzień wcześniej zaliczyłam rekolekcje, oraz modlitwę o uzdrowienie. Gdy kapłan dotknął mojej głowy poczułam ciepło i prosiłam : PROSZĘ, ABYM JUTRO ZDAŁA I PROSZĘ ABYM BYŁA SZCZĘŚLIWA". Prosiłam z serca, a nie w formie oklepanych formułek.
16 marca to musiał być mój dzień. Śniegu nie było, za to się rozpogodziło i  można było odczuć pierwsze oznaki wiosny. Przez tydzień  łykałam Neopersen - pomogło. Instruktor powiedział "dzisiaj będzie już dobrze". I było. Wsiadłam, pojechałam i wróciłam po stronie kierowcy. Szczerze mówiąc miałam kilka "groźnych" momentów, które mogły wskazywać, że znowu się nie uda. Jednak czułam, że Ktoś nade mną jest. Zdałam, skoro Leonardo w końcu dostał Oskara, to i ja musiałam zdać. Wysiadłam z auta i trzymałam mocno kartkę, schowałam głęboko do portfela, aby tylko wiatr nie porwał.

od 25 marca jestem szczęśliwą posiadaczką małego plastiku, zwanego "prawo jazdy". Ale czy było warto poświęcać tyle nerwów?


To doświadczenie, które może wydawać się błahe, nauczyło mnie dozy cierpliwości i pokory. Pokazało, że Bóg nie jest czarodziejem, a ma dla nas plan, musiało być tak, a nie inaczej. Musiałam zdać za czwartym , aby dzień wcześniej przeżyć cudowną mszę i zobaczyć, że jest w tym wszystkim działanie Ducha Świętego.

Czy jestem szczęśliwa ? Na pewno czuję się lżejsza o 50 kg . Chybe tyle ważyły moje prawo jazdy. Naprawdę miałam dosyć. To było frustrujące. Bywam szczęśliwa. Ale poszukuję nadal czegoś...może czegoś, by w końcu uwierzyć. W siebie przede wszystkim.


Rady dla przyszłych kierowców:
1. Nie traktujcie sprawy zbyt poważnie, są rzeczy dużo straszniejsze, z którymi może przyjść się Wam zmierzyć.
2. Uwierzcie w siebie, (ja nie wierzę do końca nadal)
3. Jeśli zdacie za-  entym razem nie myślcie o tym w kategorii przypału.
4.Nie poddawajcie się.
5.Przeżyjcie dzień egzaminu, jako zwykły egzamin.


Cieszę się, że to już za mną, lecz martwi, iż czuję pewien opór, aby jeździć. Mimo, że bardzo bym chciała, to wiem, że to spora odpowiedzialność.

Mam nadzieję, że zbyt długi wpis nie zraził Was do przeczytania go.

Trzymajcie się ciepło.


Buziaki.


2 komentarze:

  1. Gratuluję zdanego prawa jazdy

    "Źle do tego podeszłam. Wyryłam sobie w głowie : MUSZĘ TO ZDAĆ BO INACZEJ NIE BĘDĘ SZCZĘŚLIWA. PRAWO JAZDY TO SPRAWA ŻYCIA I ŚMIERCI.
    Otóż największe głupstwo powtarzane przeze mnie, a obalane przez moich bliskich. Jednak ja to ja i nie mogłam posłuchać się mądrzejszych."

    Kiedyś tak samo reagowałam, wydawało mi się że to co ja czuje to tego nie czuje nikt i oni sobie tak gadają, jednak w końcu udało mi się zrozumieć jak bardzo krzywdziłam tym tych którzy mnie kochają, wręcz raniłam ich, więc pamiętaj na moim przykładzie że jeżeli ktoś Cię z tego powodu nie opuścił to znaczy że bardzo Cię kocha i przyjmuje na siebie bardzo dużo właśnie poświęcając się miłości.

    Pozdrawiam,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za piękny komentarz, radę i z całą pewnością czystą prawdę. Trzeba zacząć się zmieniać, póki nie jest za późno. Pozdrawiam Cię Kasiu :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 shyness beauty , Blogger